Najdłużej, ile człowiek był w stanie przeżyć bez mózgu, to 32 lata. Kobieta, która zmarła w 2022 roku, cierpiała na schorzenie występujące u mniej niż jednej na 250 tysięcy osób. Hydraencefalozę.
Tam, gdzie powinny być półkule mózgowe, był płyn. Największa część mózgu po prostu nie istniała. I choć kobieta nie mogła mówić, ani w ogóle się w żaden sposób komunikować, to reagowała na dźwięki, przyjmowała pożywienie, żyła.
W przeciwieństwie do większości dotkniętych tym zaburzeniem osób, nie tylko weszła w dorosłość, ale potrafiła też chodzić. Wszystko to bez większości swojego mózgu. Mózg, jak na bardzo skomplikowany organ, ma zaskakująco dużą tolerancję na swój brak.
Ale jak daleko możemy przesuwać te granice? Ile mózgu potrzeba, żeby żyć? Ludzie po usunięciu całej jednej półkuli mózgu są w stanie funkcjonować praktycznie tak samo, jak przed usunięciem z dwiema półkulami.
Te zabiegi wykonuje się w wypadku ciężkiej epilepsji. I komu do głowy by przyszło, że usunięcie połowy mózgu może mieć tak znikome konsekwencje? No cóż, na pewno nie Mike'owi.
Jemu nic by do głowy nie przyszło. Bo jej nie miał. Kogut imieniem Mike przeżył po nieudanym zamachu na jego życie.
Zamachu, który odebrał mu całą głowę, a więc i mózg, z którego ostał się jedynie pień. To jednak właśnie pień przewodzi oddychaniem, pracą serca, temperaturą i innymi podstawowymi funkcjami życiowymi. A więc bez głowy ciało Mike'a działało bez zarzutu.
Przez dwa lata. Kurczak próbował zbierać ziarno, chociaż nie miał ani oczu, ani dzioba. Był więc karmiony płynem.
I poza tym miał się dobrze. Ale co się stało z jego głową? To z pozoru nieistotne pytanie niesie za sobą wiele innych.
Bo skoro kogut był w stanie przeżyć bez mózgu, to czym był jego mózg? Tylko organem, bez którego zwierzę mogło się obejść? Czy bez głowy Mike to dalej Mike?
Czy jakaś jego część została w toczącej się po ziemi głowie mózgu, który pozbawiony krwi i tlenu zgasł na zawsze? I czy jeśli kogut był w stanie przeżyć bez mózgu, to czy mózg mógłby przeżyć bez koguta? Z tego co nam wiadomo, wszystkie nasze odczucia, to że widzimy, słyszymy, wszystkie myśli i doświadczenia powstają w mózgu.
Nasze ciało odbiera co prawda różne sygnały z otoczenia. Można powiedzieć, że jesteśmy zbiorem wyspecjalizowanych mierników i gadżetów. Oko łapie fale elektromagnetyczne.
Ucho przenosi wibracje powietrza. Reagujemy na zmiany temperatury. I mamy nawet zaawansowane wykrywacze związków chemicznych w postaci języka, nosa.
Jesteśmy dostrojeni do świata pod wieloma względami. Ale żeby te wszystkie bodźce jakoś odczuć, żeby wykrycie związków chemicznych stało się zapachem, reakcja na promieniowanie kolorem, mózg musi wykonać swoją pracę. Wyobraźmy sobie więc, że wyciągamy mózg.
Nienaruszony. Po prostu odseparowany od reszty ciała. Wkładamy go do słoika, żeby mógł unosić się w płynie.
Tak jak w naszych własnych głowach. Karmimy go tlenem, żeby działał. Bez oczu i uszu.
A więc bez sygnałów z zewnątrz. Ten mózg nie ma skąd brać informacji o tym, co jest dookoła niego. Ale co jeśli podalibyśmy mu te informacje bezpośrednio?
Tak samo jak możemy dać komuś tabletkę z jakąś substancją. Pozwolić jej dostać się do układu pokarmowego, gdzie rozłoży się na czynniki pierwsze. I substancja trafi w końcu do krwiobiegu.
I zasili organizm. Tak samo jak możemy to zrobić, możemy też komuś założyć kroplówkę. Wprowadzić substancję bezpośrednio do krwiobiegu.
Gdzie skończyłaby tak czy siak po tej tabletce. Omijamy więc kilka dobrych kroków i przeskakujemy do samego końca. Ciało odbiera bodźce z otoczenia.
Ze świata zewnętrznego. Przenosi je następnie do mózgu. Gdzie mózg generuje w odpowiedzi na to odpowiednie sygnały elektryczne.
Tłumaczy, tworzy odczucia, myśli. Czy moglibyśmy po prostu aktywować te same sygnały bezpośrednio? Skoro ten mechanizm tam jest, to co stoi nam na przeszkodzie?
Mając odpowiednio zaawansowaną technologię i dostarczając samemu mózgowi wszystkie potrzebne sygnały. Czy moglibyśmy sprawić, że czułby ciało, którego nie ma. Widział obrazy, które chcemy, żeby zobaczył.
Myślał i doświadczał dowolnych scenariuszy. Przez ten cały czas nie wiedząc, że jest po prostu filozoficznym mózgiem w słoiku. Patrząc od strony technologicznej to wszystko może się wydawać absurdalne i i godne opowiadania science fiction.
To nie znaczy jednak, że podobne eksperymenty nie miały miejsca. Mój ulubiony to ten z ludźmi grającymi razem w tetrisa. Jedna osoba widzi grę, ale nie może sterować.
Drga z kolei nic nie widzi, ale może obracać klocki. Tak więc ta pierwsza musi podejmować jakieś decyzje i komunikować tej drugiej, co ona ma zrobić. Ale komunikaty nie są wizualne, nic nie jest pokazywane, nie są też głosowe.
Są myślami. Osoba numer jeden, jeśli chce podjąć jakąś decyzję, patrzy na jeden z ekranów albo drugi z ekranów i aparatura wykrywa sygnał elektryczny powiązany z obserwowaniem danego ekranu. Sygnał jest wysyłany do osoby numer dwa.
Która ma sterować grą. I ta osoba widzi błysk światła. To światło wygląda jakby było prawdziwe, ale nie jest.
W pomieszczeniu nie zmienia się nic. Błysk jest realistycznym omamem wywołanym specjalnie przez aparaturę. Widząc błysk, sterująca osoba wie, że kazano jej obrócić figurę.
To tylko jeden błysk światła. Wykorzystanie systemów, które już są w naszym mózgu. Które czasem szwankują, kiedy ludzie doświadczają omamów nieodróżnialnych od rzeczywistości.
Albo których częściowo używamy sami fantazjując, wyobrażając sobie rzeczy albo śniąc. Mózg w słoiku to scenariusz, który powstał by zmusić nas do myślenia. Kim i czym jesteśmy.
Jaką rolę gra nasze ciało. Jaką gra mózg. Ale zanim przejdziemy dalej, sponsorem tego odcinka jest Huel.
Jesteśmy wciąż na początku roku. A jednym z postanowień noworocznych może być zwracanie większej uwagi na to, co jemy. Kiedy brakuje nam czasu na przygotowywanie posiłków i ostrożne balansowanie naszej diety, z pomocą przychodzi Huel.
Huel to kompletny pod względem odżywczym posiłek, bogaty w białko i zawierający niezbędne witaminy oraz składniki mineralne. Można go wziąć ze sobą w drogę, do pracy czy nawet na spacer i nie trzeba się martwić o przyrządzanie jedzenia. Można się nie tylko najeść, ale też wspomóc.
Dlatego, że Huel to 26 witamin oraz składników mineralnych w jednym posiłku. Też tak macie, że wasz organizm po wstaniu z łóżka jest już gotowy tylko przyjmować jedzenie o smaku słodkim? Ja tak mam i tym bardziej jestem wdzięczny, że zamiast jeść 800 rogalika na śniadanie, mogę zjeść zamiast tego Huela o smaku słonego karmelu albo czekolady.
Jeśli chcecie spróbować, to zapraszam was do skorzystania z mojego kodu. Znajdziecie go w opisie i dostaniecie z jego pomocą 50 złotych zniżki na zamówienie. Ten kod działa do 17 lutego, więc zapraszam do testowania, a my wracamy do materiału.
Odpowiedzi nie są oczywiste. Sam egzystencjalny aspekt tego pytania, czyli to czy wiedzielibyśmy, że jesteśmy mózgiem w słoiku, jest co prawda rozwiązywany na różne sposoby. Teoretycznie możemy powiedzieć, że tak, to wszystko byłoby możliwe.
Moglibyśmy wystymulować mózg w odpowiedni sposób, kazać mu myśleć, cokolwiek byśmy tylko nie wymarzyli. Ale wiele osób uważa, że to i tak nie ma żadnego znaczenia. iż samo pytanie nie ma żadnego sensu Dlatego, że albo nie jesteśmy mózgiem w słoiku, albo jesteśmy nim, ale cała ta rzeczywistość, która istnieje poza tą w naszej głowie i tak jest dla nas niedostępna i równie dobrze mogłaby nie istnieć.
Jest tutaj jednak inne, ciekawsze pytanie, które możemy wywnioskować. A mianowicie, czy w ogóle musielibyśmy wmawiać temu mózgowi, że posiada jakieś ciało? Czy ludzka świadomość zamknięta w słoiku mogłaby po prostu funkcjonować bez zewnętrznych bodźców?
Bez ciała, ani nawet wrażenia ciała? Jakby to było, nie mieć cielesności. Nie tylko nie czuć, czy nie kontrolować ciała, nie mieć też żadnych innych bodźców z zewnątrz.
Tylko my i nasz świat wewnętrzny. Trudno sobie to w ogóle wyobrazić. Być może umysł człowieka jest tak bardzo oparty na posiadaniu jakiejś fizyczności, byciu gdzieś, że sam by takie uczucie stworzył.
Czasem ma się ochotę powiedzieć, że człowiek jest po prostu swoim mózgiem. Że cała reszta ciała to tylko jakiś kombinezon, maszyna, którą sterujemy. Ale jesteśmy z nią w tak skomplikowany sposób splątani.
Mózg wpływa na ciało, ciało wpływa na mózg, że trudno je od siebie odseparować. Takie spostrzeżenia ma chociażby profesor George Lakoff, który zawodowo poświęcił się idei ucieleśnionego poznania. Założenia, że nasz sposób myślenia o sobie i o świecie, wszystkie rzeczy, które teoretycznie powstają dopiero w mózgu, są nierozerwalnie związane z naszą cielesnością.
Nawet jeśli nie jesteśmy tego świadomi, myślimy w sposób fizyczny. Nasze dyskusje to starcia. Możemy mieć silne i słabe argumenty.
Możemy kogoś zniszczyć albo możemy polec. Wymieniamy się poglądami, jakbyśmy sobie je podawali do rąk. Zastanawiamy się, czy nasza relacja gdzieś zmierza.
Idziemy spać. Czas płynie do przodu, nigdy w tył. Ale metafory, których używamy, to dopiero początek.
W badaniach zaobserwowano, że kiedy dać ludziom proste zadania matematyczne i kazać im wyobrażać sobie, że małe liczby są po prawej, a duże po lewej stronie, wykonanie zadań zajmuje dłużej, niż gdyby wyobrażać sobie na odwrót. Te wyniki pojawiają się co prawda tylko w kulturach, w których czyta się też od lewej do prawej strony. To, która strona jest która, nie jest więc uniwersalne, ale organizacja matematyki w jakiejś przestrzeni już jest.
Jakby tego było mało, dzieci, które mają lepsze poczucie własnych palców, czyli są w stanie szybciej wskazać, który palec jest akurat dotykany, jeśli go nie widzą, potrafią je szybko nazywać i tak dalej, potrafią też jednocześnie lepiej liczyć. Takiej zależności nie znajdziemy pomiędzy liczeniem, a poczuciem całej reszty ciała. Poczucie palców nie jest też powiązane ze zdolnością czytania, czy nawet pisania.
Chodzi więc konkretnie o palce i matematykę. I u dzieci od pierwszego do trzeciego roku życia, poczucie ich palców, czyli tak zwana gnozja palców, to jeden z najlepszych wskaźników, pozwalających przewidzieć, czy dane dziecko będzie dobre z matematyki. Różne wytłumaczenia i istnieje nawet teoria, która mówi, że to zupełny przypadek, że tymi dwiema rzeczami zajmują się różne obwody neuronalne, które jednak znajdują się fizycznie blisko siebie i są zasilane przez te same naczynia krwionośne.
Ale może być też inaczej. W ewolucji bardzo rzadko powstają zupełnie nowe części ciała. Prędzej jakaś istniejąca już część zostanie zmodyfikowana albo zostanie na niej nabudowane coś nowego.
I być może neurony, które kiedyś zajmowały zajmowały się podstawową formą liczenia, liczeniem na palcach, awansowały do poziomu zajmowania się bardziej abstrakcyjną formą matematyki. Nasz sposób myślenia mocno opiera się na tym, że wiemy jak to jest mieć ciało. Wiemy i rozumiemy to, chociaż na co dzień o tym raczej nie myślimy.
Ale co gdybyśmy musieli? Ian Waterman w wieku 19 lat zaraził się wirusem. Zachorował.
I zgodnie z oczekiwaniami jego organizm zaczął produkować przeciwciała. Przeciwciała, które zaatakowały jego własny układ nerwowy. Mężczyzna stracił możliwość poruszania się od szyi w dół, ale nie był sparaliżowany.
Jego mięśnie i połączenia nerwowe odpowiedzialne za ruch były nienaruszone. Podobnie zresztą receptory wykrywające temperaturę, ból. To czego Ianowi brakowało to poczucie własnego ciała.
Tak zwana propriocepcja. To subtelny zmysł, który towarzyszy nam ciągle. Nieustannie zdajemy sobie sprawę, i to z dużą dokładnością, w jakiej pozycji jest akurat nasze ciało.
Gdzie jest każda kończyna, czy się porusza, czy nie, czy jest zgięta, czy wyprostowana. Wydaje się to oczywiste, ale przecież nie musimy patrzeć na nasze ciało, żeby wiedzieć jak jest ułożone. A skądś musimy te informacje brać.
Wewnątrz mięśni, ścięgien, stawów znajdują się konkretne receptory, które wysyłają do naszego mózgu dokładną informację o stanie napięcia. I na podstawie tych informacji mózg konstruuje odczucie. Coś co jest dla nas drugą naturą.
I coś co Ian Waterman nagle utracił. Bez tego zmysłu wprawienie mięśni w ruch było po prostu niemożliwe. To tak jakby ktoś nagle zabrał nam umiejętność, której posiadania nie byliśmy nawet świadomi.
No bo jak wytłumaczyć komuś poruszanie się? To nie jest jak gra komputerowa, że wciskamy przycisk albo jazda samochodem, gdzie obracamy kierownicą. Nie musimy nawet myśleć o ruchu.
Po prostu chcemy się poruszyć i to się dzieje. Drga natura. Mózg i ciało w jedności.
Ian się nie poddawał. Chociaż stracił naturalną wiedzę o tym co się dzieje z jego ciałem, wciąż mógł na nie spojrzeć. Tym samym dostarczył do swojego mózgu brakujące informacje, chociaż w innej formie.
Umysł rozumiał. I chociaż nie tak był nauczony, zaczął się uczyć. Ian wciąż nie czuje swojego ciała.
To coś, czego nie jest w stanie odzyskać, ale to nie znaczy, że nie może się poruszać. Żeby to robić, musi patrzeć. Każdy jego ruch, nawet każdy jego gest jest świadomy i wyuczony od nowa.
Jeśli nagle zgaśnie światło, Ian natychmiast się przewraca. Nawet ustanie na nogach jest niemożliwe, kiedy nagle przestają dla ciebie istnieć. Jeśli mieliście kiedyś na przykład znieczuloną nogę, to wiecie, że mózg potrafi po prostu dostać error.
Do dzisiaj pamiętam, jak leżałem przed zabiegiem, zgiąłem swoją nogę, czułem, że jest maksymalnie zgięta, dostałem znieczulenie, popatrzyłem w dół i nagle uświadomiłem sobie, że utknąłem z poczuciem zgiętej nogi. Ktoś ją już dawno wyprostował, podniósł, poruszał nią, a ja tkwiłem i tkwiłem z tym wrażeniem. Tak jak jakiś program w komputerze, który przestał odpowiadać.
Nie możemy nic z nim zrobić, zamknąć go, zmienić, poruszyć. Jedyne, co byłem w stanie wtedy pomyśleć, to. .
. Fascynujące. I oczywiście potem znieczulenie zeszło.
Mój mózg zrozumiał, co się dzieje. Większym problemem jest, kiedy mówimy o czymś permanentnym, tak jak w syndromie fantomowej kończyny. W ponad 50% przypadków amputacji osoby z brakującą ręką albo nogą wciąż czują jej obecność, czasem w postaci bólu albo uporczywego wrażenia zacisku.
Takiego, że chce się odpuścić, poluzować, rozprostować, ale przecież nie ma czego, nie ma jak. Rozwiązaniem tego problemu bardzo często okazuje się oszukanie mózgu za pomocą terapii luster. Pozostałą, drugą kończyną wykonuje się dowolne ruchy, które odbijają się w lustrze co wygląda jakby brakująca część ciała po prostu tam była.
I nawet pomimo tego, że człowiek doskonale zdaje sobie sprawę z rzeczywistości, mózg wciąż zostaje oszukany. Tworzy wrażenie, które człowiek następnie doświadcza. I ten sam człowiek, który doskonale wie, że nie ma nogi, czuje jak nią rusza.
Ciekawe jest to rozróżnienie na to, co wiemy, że jest prawdziwe i na to, co widzimy. Zupełnie tak, jak iluzje optyczne. Nawet jeśli wiemy, że linie są jednakowej długości, bo ktoś nam powiedział albo nawet pokazał, nie jesteśmy w stanie pozbyć się wrażenia, że jest inaczej.
Tych iluzji jest mnóstwo. Człowiek, który tak się rozwinął, posiadł ogromną wiedzę na temat świata, wciąż pomimo tej wiedzy nie jest w stanie zobaczyć rzeczywistości taką, jaką jest naprawdę. Chociaż można to pewnie zinterpretować inaczej, jako swojego rodzaju supermoc, że pomimo tego, jak mózg płata nam figlę, potrafimy myśleć i badać.
I dowiadywać się, że nie możemy ufać własnym zmysłom. Szczególnie kiedy się budzimy. Fałszywa pobudka to fenomen, który być może doświadczyliście sami, kiedy otwieracie oczy i uświadamiacie sobie, że to, co się działo przed chwilą, to tylko sen.
Wstajecie z łóżka i w pewnym momencie dociera do was, że to też jest sen. Prześniło wam się, że się obudziliście i dopiero kiedy macie tę świadomość, iluzja snu rozsypuje się. Otwieracie oczy i budzicie się.
Tym razem już naprawdę. Przynajmniej tak wam się wydaje. Argument snu to pojęcie wprowadzone do dyskusji już 400 lat temu przez francuskiego uczonego Kartezjusza, które mówi, że jeśli zazwyczaj śpiąc nie jesteśmy świadomi tego, że śnimy, to skąd wiemy, że nie śnimy teraz?
Zazwyczaj po tym, jak już się faktycznie przebudzimy, czujemy jakąś taką pewność. Myślimy, ok, to już jest to. To już jest rzeczywistość.
Ale przecież dopóki spaliśmy, to sen też wydawał nam się być rzeczywistością. Argument snu, podobnie zresztą jak problem mózgów słoików, wskazuje nam też jednak na coś innego. To jeden z filarów sceptycyzmu.
Przypomnienie, że jeśli coś nam się wydaje lub opieramy nasze obserwacje na własnych zmysłach, musimy zachować ostrożność. A najlepiej zrobić wszystko, co możliwe, żeby uzyskać jakiekolwiek obiektywne informacje. Tak jak z iluzją optyczną, nawet jeśli nie będziemy w stanie przestać jej widzieć najważniejsze, by poznać jej prawdziwe oblicze.
Jeśli więc chcielibyśmy dowiedzieć się więcej o mózgu, o tym czy mógłby funkcjonować bez ciała, najlepiej byłoby przejrzeć się temu w warunkach laboratoryjnych. Zdobyć informacje. Oddzielić mózg od reszty.
I tak. W poszukiwaniu najbardziej humanitarnych metod eutanazji naukowcy podłączyli szczury do aparatury badającej aktywność mózgu, a następnie dokonali dekapitacji. Używając makabrycznej, miniaturowej gilotyny.
Maszyna stworzona do zadawania szybkiej śmierci podczas samej rewolucji francuskiej została użyta przeszło 17 tysięcy razy w ciągu jednego roku. Była narzędziem, tak samo jak była symbolem. Już wtedy zaczęły się jednak pojawiać wątpliwości na temat tego, czy natychmiastowa śmierć od ostrza faktycznie jest natychmiastowa.
Sto lat później, w 1905 roku, dr Gabriel Bourriere opisywał w swoim raporcie, jak wykrzyczał nazwisko skazanego na śmierć mężczyzny zaraz po dokonanej egzekucji. Jak twierdził, obcięta głowa spojrzała na niego, a jej wzrok był jasny i żywy. Dopiero po kilkunastu sekundach oczy zeszkliły się w typowy dla martwych sposób.
W przypadku szczurów, poddanych eksperymentom kolejne sto lat później, usiłowano uzyskać jakieś dane. Aktywność mózgu, którą łączy się ze świadomością, nie zgasła po użyciu gilotyny. Minęły cztery sekundy, zanim umysł na dobre przestał działać.
Działanie naszego mózgu jest na tyle złożone, że na jego temat wciąż tworzymy teorie. Przypominają one te, które opisują wszechświat. Próbujemy wytłumaczyć, w jaki sposób umysł działa.
Jak to się dzieje, że czujemy to, co czujemy. Nasze ciało jest pełne tajemnic, tak samo wielkich jak kosmos, a jedną z nich jest śmierć. Nie to, co się dzieje po śmierci, a raczej to, co się dzieje w trakcie.
Czym jest śmierć i jaka jest. Osoby, które przeżyły doświadczenie bliskie śmierci, czyli których serce się zatrzymało, na jakiś czas weszli w stan śmierci klinicznej lub się o niego otarli, w większości przypadków opisują to w podobny sposób. Wspólne elementy to uczucie bycia poza swoim ciałem, wrażenie poruszania się w przejściu albo tunelu, nagły przypływ silnych wspomnień z różnych momentów życia i emocje, które najczęściej są pozytywne.
Opisywane jako akceptacja, spokój lub wręcz euforia. To silne doświadczenie, po którym najczęściej odnotowuje się pewne zmiany w osobowości, w podejściu do siebie, do swojego życia. Ale czym to doświadczenie jest?
Skąd się bierze? Z mózgu? Część informacji na ten temat zdobyliśmy przypadkiem.
Pacjent podłączony do urządzenia EEG badającego mózg niespodziewanie zmarł w trakcie badania. Urządzenie zarejestrowało aktywność mózgu w trakcie jego śmierci. W innym badaniu elektrody były podłączane osobom, które wiadomo było, że są już na końcu swojej ścieżki.
Po odłączeniu aparatury podtrzymującej życie, mózg rozbłyskał aktywnością. Identyfikowano fale, które normalnie towarzyszą między innymi przywoływaniu wspomnień, uczeniu się lub śnieniu. Zazwyczaj śniąc nie jesteśmy w stanie stwierdzić różnicy pomiędzy snem a rzeczywistością.
Kartezjusz radziłby nam, żebyśmy byli ostrożni, sceptyczni, bo skąd wiemy, że możemy ufać naszym zmysłom? Czy gdyby życie przelatywało nam przed oczami w momencie śmierci, to bylibyśmy świadomi, że to tylko fajerwerki neuronów w naszym mózgu? A może oddalibyśmy się tym wspomnieniom, tak samo jak oddajemy się fikcji wykreowanej we śnie?
W tym wszystkim co jakiś czas moglibyśmy sobie pomyśleć, że równie dobrze możemy być mózgami w słoiku.